Miasto jest położone niecałe 100 km od Bangkoku. Dostałem się tam ze zorganizowaną wycieczką za 500B (special price for me :)). W programie zawarto pięć ruin świątyń i letni pałac - Bang Pa. Biorąc pod uwagę, że bilety wstępu kosztowały organizatora 150B (w tym 100B bilet do pałacu) to przyzwoita cena za przejazd, objazd po atrakcjach i lunch. Można tam się też dostać samemu pociągiem, cena zależnie od klasy. Na pewno pojechałbym na skuterku, gdym trafił na wypożyczalnię.
Nawet nie
próbowałem zapamiętać nazw świątyń…wymawiać też nie. :)
Wat Phu Khao
Thong
Wat Lokaya
Suttha
Wat Maha That
Wat Phra
Si SanPhet
Przed pierwszą
świątynią pasły się krówki, a na górze spał mniszek. Chwilę później kotek
upolował sobie śniadanie. Inny mniszek omiatał miotełką teren, słuchając głośno
muzy. To chyba był czas na poranne porządki.
W sąsiedztwie wielkiego leżącego posągu trafiłem
na śmietnisko, w kolejnym na ogrodników, a jeszcze innym na boisko piłkarskie.
Jedną z
atrakcji turystycznych jest głowa buddy w korzeniach drzewa…Ja sobie tę głowę zostawiłem
na koniec, bo cała banda zwiedzających poszła tam od razu. Mam wrażenie, że tajowie pozazdrościli kambodżanom Ankoru i specjalnie włożyli tę głowę w korzenie żeby zarosła. No bo
gdzie jest reszta od buddy? Chyba nie pod ziemią.
Po drodze
do pałacu, pan kierowca zatrzymał się żebyśmy mogli zrobić zdjęcia jeszcze
jednej świątyni, miło z jego strony.
W pałacu w
środku nie można robić zdjęć i zaczynam się przyzwyczajać do tego zakazu. Po terenie
można pojeździć melexem za 200B lub spacerować. Godzina była wystarczająca żeby nieśpieszne
obejść wszystko dookoła.
Do
Bangkoku wróciłem ok. 17:30.



















































