Wszystko wygląda tak samo. Stoiska poustawiane są w kształt elipsy. Spryciule, trochę lepiej to zorganizowali, bo zamiast boiska po środku są stoiska :)
Tu jest wszystko, slangi, flyersy, kurtki puchowe, kowbojki, airmaxy, bandanki, pięćsetjedynki, kaniołki, bojówki, lenonki, bejsbolówki, szelesty, bili idol, a z głośników leci cypress hill i scorpions. Można zjeść u chińczyków, albo u showmana kucharza…zobaczcie film. Nie zabrakło też sztuki - dama z kotem. A po zakupach wszystko możesz wysłać kurierem.
Przed wejściem, mniszek ochlapał mnie z miotełki, nie wiem jaki miał cel...chciał schłodzić zgromadzonych? Bo przecież nie poświęcić.
Obok stadionu jest park z bajorem. Są palmy, jest fontanna. Można popływać kaczuszką, zabrać koleżanki na kajak, zrobić sesję zdjęciową. Zobaczcie na minę Pani jak jej dziecko z helikoptera wypadło.
Chcąc doświadczyć lokalnego środka transportu pojechałem tam autobusem za 6,50B, a wróciłem skytrainem + tramwaj wodny. powrót był znacznie droższy 42+15 :)
To nie był jednak koniec atrakcji...wracając natchnąłem się na ulicznego performera.
Można tu spotkać różnych artystów, którzy poza prezentacją swoich talentów zbierają pieniądze na różne cele. Jest szansa, że ktoś ze światka muzycznego ich zauważy i pomoże w rozpoczęciu międzynarodowej kariery. Temu się akurat udało, trafił na mnie, a ja go wrzucam do sieci, tu go na pewno ktoś znajdzie i mu pomoże. Film pod linkiem.
Na koniec jeszcze kilka zdjęć z ulicy: strażnicy miejscy, cola na wynos, sok z kokosa, uliczne studio tatuażu, skytrain i wspomniany już wcześniej artysta.