piątek, 20 grudnia 2013

BKK downtown


Nie, nie nudzę się. :)
Niedaleko miejsca, w którym mieszkam jest stacja początkowa taxi boat. Trasa ma przynajmniej dwa etapy, ja dotarłem do końca pierwszego za 10B (cena jest zależna od dystansu). Można kupić bilet na całość, ale trzeba się przesiąść do innej łódki. Jeśli chcesz usiąść w ostatnim rzędzie, to musisz skakać przez oparcia albo wsiadać od rufy. Bileterzy zbierają opłaty chodząc po burtach, a całość owinięta jest torbą z ikea, żeby do środka nie chlapało.. Koniec pierwszej linii jest w centrum biurowo-handlowym. Tu zajrzałem do trzech CH, zaledwie trzech i nie spędzałem w nich dużo czasu, bo przecież nie na zakupy tu przyjechałem. :) Pierwsze z nich z samą elektroniką, drugie modowe i trzecie to galeria.
1. Pięciopiętrowa giełda elektroniczna i komputerowa, przejście podziemne przy GUS, stodoła i wolumen w jednym miejscu.
2. Centrum mody, jak głosi napis największe w Tajlandii i faktycznie jest spore, 3 niezależne wejścia i pięć pięter z damskimi ciuchami, pięć pięter, dacie wiarę? Już przed wejściem widziałem ludzi z torbami i walizkami, ale sądziłem, że tak zabijają czas przed wylotem/wyjazdem. Myliłem się, oni tam, z tymi walizkami na zakupy przyjeżdżają i nie wychodzą dopóki nie będą pełne…A żeby nie musieli się spieszyć to mają pokoje modlitw na miejscu.
3. To już ekskluzywna galeria z nastrojowymi kolędami w tle. Ludzi jakby mniej. Też twierdzą, że są najwięksi, ci akurat w Bangkoku, wolne miasto Bangkok. W kolekcji adidasa buty z ogonem i ze skrzydełkami, chyba na polski rynek nie weszły. Tu znalazłem wytwórnię landrynek i biuro matrymonialne. Robisz sobie zakupy i nagle zdajesz sobie sprawę, że już nie chcesz tylko dla siebie kupować, więc może żona jakaś na wynos...

Różowe bromby też w tamtych okolicach, ale nie pytajcie mnie, co autor miał na myśli.
Łódka, to tutaj doskonały środek transportu, ulice są zakorkowane, a nawet pomimo tego trafił mi się jeden tuktukowiec. Zgrywus zaproponował swoje usługi stojąc w korku, w przeciwnym kierunku niż szedłem, aż się wróciłem, żeby mu zdjęcie zrobić.
Przyjrzałem się pani jak kuciaka segregowała, tu grzebyk i rapetki, tu udko i krzydełko, a tu cycek, resztki dla kota.

W środku tego centrum biurowo-handlowego, pod autostradą natrafiłem na tory kolejowe. Przywitany przez psa, poszedłem dalej, aż na drugi koniec, do głównej ulicy. Po drodze mijałem mieszkańców i chodzących tędy na skróty do centrum. Sądziłem, że to jakaś nieużywana trakcja, ale jak tylko wyszedłem na ulicę, którą właśnie przechodziła radosna demonstracja, rozległy się dźwięki, opadły szlabany i tam skąd przyszedłem wjechał rozpędzony pociąg…

Ciąg dalszy z wymianą USD. W okienku była pani, chciała przyjąć gotówkę, ale nie miałem paszportu. Jak przyniosłem, musiałem podać gdzie mieszkam i się podpisać - pani wydrukowała wszystkie dokumenty. Przede mną ktoś wypłacał gotówkę, formalności trwały dobrych kilka minut…. Po wyjściu zaczepiłem innych pracowników banku, żeby ich motto przewodnie przedstawić.

Po drodze: nowy york, manhattan i sortownia śmieci, nie wiedzieć dlaczego, umiejscowiona pomiędzy dwoma mieszkalnymi budynkami.
Dodatkowo różne zdjęcia uliczne: samochody, motorki, jedzenie, wróżbita zefir, spodnie windowsa, harcerze, lejdiboj i inne.