Mój powrót do Tajlandii był dokładnie przemyślany. 28. lutego przylatywały koleżanki na dwutygodniowy urlop. Gdybym z Birmy wrócił drogą lądową, mógłbym zostać w Tajlandii tylko 14 dni. Przyfrunięcie dawało mi 30 dni. Od 19 lutego do 20 marca, czyli wystarczająco. W Birmie nie mogłem zostać dłużej, bo wiza jest tylko na 4 tygodnie i moja wygasała 20/02. Kombinowanie z powrotem przez Laos, w tydzień wydało mi się zbyt męczące, a po trekkingu, o którym jeszcze wtedy nie wiedziałam byłoby to co najmniej bohaterskie.
Miałem nieco ponad tydzień, żeby tu wszystko ogarnąć. Hotel, wycieczki i inne atrakcje.
Zanim jednak zabrałem się za sprawy organizacyjne, musiałem po Birmie doprowadzić się do wyglądu przypominającego ludzki. Po trekkingu przywiozłem ze sobą ze trzy kilo piachu. Dwa w ubraniach i jeden na sobie. Jednodniowy spacer po Bagan to pikuś. Teraz wyglądałem jak pustelnik, jak dziecko pyłu i wiatru. Dobrze, że matka natura nie obdarzyła mnie długimi włosami, bo miałbym dodatkowy kilogram w dredach. Dopiero kilka dni później, przestałem czuć pył jak oddychałem i pozbyłem się wrażenia, że coś zgrzyta między zębami. Rzeczy w których szedłem były w kolorze gliny. Czarny softshell i oliwkowe M65 wyglądały jakby zardzewiały. O butach nawet nie chce mi się pisać, bo ubranka oddałem do pralni, ale butki musiałem wyszorować sam. Trzy szczoteczki do zębów zużyłem. Tych szczoteczek po Birmie uzbierało się kilka, bo w autokarach dają zestawy poranne: mokre chusteczki, szczoteczkę do zębów i minipastę. W trakcie suszenia jakiś roztrzepaniec podmienił mi wkładkę do buta. Zostawił swoją, ale ja jakby, cudzych wkładek nie mam zamiaru używać. Na dodatek wziął moją prawą, a zostawił lewą, teraz ma dwie prawe spryciula…. Wkładki do butów bez problemów kupiłem w markecie, po drugiej strony ulicy.
Już w Kalaw zauważyłem, że mój powerbank się zepsuł. Nie wiem, czy warunki w jakich musiał pracować okazały się zbyt wymagające, czy po prostu nadszedł jego czas. Całe szczęście, że stało się to po trekkingu, bo robienie zdjęć zakończyłoby się już pierwszego dnia. Odlutował się port ładowania (to już drugi raz, raz go lutowałem podczas poprzedniej wycieczki). Zagadywałem bangkokowe złote rączki, ale nikt nie chciał się podjąć. Kupiłem sobie nowy. Tym razem bez latarki, która potrafiła się włączyć sama w plecaku i rozładować charger. Zdarza im się (producentom) oszukiwać na pojemności. Wg specyfikacji technicznej pojemność mojego banku miała 9000 mAh, tymczasem do środka wsadzili 3 ogniwa 18650 (takie same jak w bateriach do laptopów) o pojemności 2600 każde, co daje łącznie 7200 mAh. Mając tę wiedzę, mogłem po wadze i rozmiarze, z dużym prawdopodobieństwem ocenić, ile takich ogniw zapakowali do środka i porównać z napisem na pudełku.
Z innych historii to rozpękł mi się wyświetlacz w HTC - znaczy w moim aparacie fotograficznym. Wszystko działa, ale pajęczyna jest. Wziął i upadł mi skubany. Da się to tu naprawić ale koszty są dużo wyższe niż w Polsce. Gdybym miał iphona to byłaby inna rozmowa. Mają tu tego na pęczki.
Gdy się tak kręciłem po mieście w jednym z centr handlowych natchnąłem się na występy. Nie umiem ich skategoryzować. Na drugim piętrze, pośród towarów wygospodarowali miejsce na coś w rodzaju stołówki, a na scenie postawili grający do kotleta duet. Następnego dnia byli znowu, czy z tym samym repertuarem? Ciężko mi ocenić.
Nie udało mi się zrobić zdjęcia, zatem musicie sobie to wyobrazić. Młoda dziewczyna miała na nogach rajstopy i buty typu klapki. Nic nadzwyczajnego, ale postanowiła pokazać lakier na paznokciach. więc rajstopki były rozcięte, kończyły się pod paskiem klapka, a paluchy wystawały już gołe…Rajstopki były beżowe, a pani ze cztery odcienie jaśniejsza.
Był też pan na rowerku, jak jechał to piesek za nim przebierał nóżkami, a kwiatuszek się kręcił.
W trakcie mojej nieobecności, na ulicach zamieszkowcy trochę narozrabiali. Zostawić ich samych, no naprawdę… Nabałaganili i tak zostawili, nikt tego nie sprząta. Śmierdzi propagandą, ale tym sposobem jest nowa atrakcja, nie tylko dla turystów. Przenieśli też swój obóz spod demokratycznego monumentu w stronę golden mountain i pierwszego przystanku taxi boat.
W poniedziałek był dzień bez straganów. Co jakiś, nieznany mi czas, mają tutaj dzień miotły. Wymiata wszystkich i pojawiają się ekipy sprzątające. Był to też dzień mnicha, na ulicach rozkładają stoiska z paczkami dla mnichów. Ludzie kupują, rozpakowują, a produkty przekładają do mnisich garnków. Nawet na mnichach da się zarobić. ;)