sobota, 12 kwietnia 2014

Phnom Penh


Jak postanowiłem, tak zrobiłem, pojechem do stolicy po wizę
Vip busa podstawili pod guest house wcześnie rano, faktycznie miał fifi. Znowu sami lokalesi, ale jacyś tacy bardziej cywilizowani mi się wydali. Dostałem Tosta na śniadanie i butelkę wody. W Kratie była przerwa na lunch. Kierowca za przywiezienie gości do baru dostał darmową strawę i dolę w gotówce. Siedziałem z nim przy stoliku to wiem. Gdy podszedłem do straganu, żeby sobie lotosa kupić, mieli pakowane po trzy, gość wymamrotał „one dolar”. Wtedy pojawił się kierowca i zarekomendował orzecha, dodał, że kosztuje pół dolara kosztuje. Kupiłem więc bukiet z lotosa za pół. Chyba już nie będą lubili tego kierowcy.
Po lunchu dołączyło starsze małżeństwo Finów. Zostali wysłani przez swój hotel do banlung zamiast do battambang. Niezła akcja, bo to całkiem odmienne kierunki, ale oba miasta na b.
Z samego rana pojechałem do ambasady. W ambasadzie pusto. Wypełniłem formularz, zaniosłem panu do okienka. Pomazałem trochę po tym wniosku. Przy miesięcznej wizie trzeba być precyzyjnym. Data "od" oznacza, że można wjechać do Wietnamu nie wcześniej niż tego dnia, a wyjechać za to trzeba przed datą "do". Więc jeśli wpiszę piętnastego, a wjadę dwudziestego to mam pięć dnie mniej w Wietnamie. Żeby nie tracić czasu z wietnamskiego zegara i nie przedłużać niepotrzebnie pobytu w Kambodży wpisałem 16. kwietnia. Na wniosku miałem najpierw 18, później 15, 17 i ostatecznie 16. Ja im pokreśliłem na wniosku, to oni mi na wizie. Teraz mam wizę wydrukowaną od 18. kwietnia, z adnotacją o urzędowej poprawce na 16.
Wiza była do odbioru następnego dnia rano i kosztował $60 (45 wiza i processing fee 15). Można to załatwić jednego dnia za dodatkową opłatę, za express. Mnie się aż tak nie spieszyło. Tym bardziej, że nie wiedziałem jeszcze jak będzie z miejscami w vip busie do Kratie. 

Wróciłem na piechotę, to jakieś cztery kilometry. W bliskim sąsiedztwie ambasady jest russisan market, a po drodze miałem kilka bazarów i wielki market z elektroniką. 
Od razu po powrocie zabookowałem bilet na pojutrze czyli na 12. kwietnia.

Na ulicy kupiłem sobie napój w puszcze. Poprosiłem o serwetkę, żeby wytrzeć tę puszkę zanim pić zacznę. Pani dała mi leżącą w koszyczku ścierkę, gdy się uśmiechnąłem i podziękowałem, pośpieszył z pomocą stojący obok mototuktuk i dał mi do wytarcia swoją, motorkową ścierę.
W guesthousie mają dziwną zasadę, na czas pobytu zatrzymują gościom paszporty i przechowywali je w szafeczce. Powiedziałem, że wykluczone. Co to za zwyczaje? To po pierwsze primo, a po drugie primo ultimo, paszporty był mi w ambasadzie potrzebny. O odebraniu paszportu, oczywiście, powinien pamiętać opuszczający hotel, o czym przypomina napis na blacie.

Wieczorem nad rzeką ćwiczenia, link do filmu. Po nich na nocnym bazarze można zobaczyć występy, zjeść coś lub zrobić zakupy.
Pod wejściem do oddziału czegośtam nagrałem fragment przednoworocznegoych obrzędów. Chyba niezła atrakcja to była, bo nie byłem jedynym nagrywającym.